Brązowa medalistka olimpijska sprzed czterech lat zaczęła starty w Soczi od dystansu 3000 metrów. Polka zajęła wysokie siódme miejsce, ale została zdyskwalifikowała w dość kontrowersyjnych okolicznościach. Sędziowie oszczędzili inne zawodniczki, które popełniły bardzie rażące błędy.
Mimo dyskwalifikacji Bachleda-Curuś zapewnia, że ta sytuacja jej nie załamuje. - Po starcie na 3000 metrów czuję się dobrze fizycznie. Psychicznie też, wiadomo, dyskwalifikacja może źle wpływać na zawodnika, ale ja jestem zmobilizowana. Wiem, czego mogę się spodziewać na 1500.
Polka koncentruje się na swoim ulubionym dystansie 1500 m. Z tego względu opuściła start na 1000. - Moje rezygnacja z 1000 metrów wynika z chęci pełnej koncentracji na dystansie 1500 m. Co nie zmienia faktu, że będę miała bardzo intensywny trening, myślę, że przejadę więcej dystansu niż 1000 metrów. Inaczej się jedzie trening, inaczej zawody. Przed wyjazdem do Soczi polskie łyżwiarki miały wystartować w Warszawie w mistrzostwach Polski. Uznano jednak, że start na tym obiekcie przy takich warunkach byłby dla zawodniczek zbyt dużym zagrożeniem.
Mistrzostwa się odbyły, ale nie miało to za wiele wspólnego z łyżwiarstwem szybkim. Tor był totalnie nieprzygotowany do jazdy szybkiej, był bardzo nierówny. Tydzień przed wyjazdem na igrzyska start w tym miejscu byłby proszeniem się o kontuzję. Poza tym było wówczas - 15 stopni i silny wiatr. W kontekście szkoleniowym tej start byłby fajnym przetarciem przed igrzyskami, ale się nie udało.
Łyżwiarze i łyżwiarki walczą o poprawę warunków treningowych w Polsce. - Miejmy nadzieję, że infrastruktura się poprawi. To jest nasze marzenie. I Justyny o trasach i nasze o hali. Skoczkowie mają skocznie, ale marzy się modernizacja tych mniejszych obiektów, na których mogłyby skakać dzieci. Powiedzmy sobie szczerze, budowa hali w Polsce może nie będzie już mnie jakoś bezpośrednio dotyczyć, ale w kontekście dyscypliny to jest przyszłość. Jak nie będziemy mieć hali, to nie będzie łyżwiarstwa w Polsce. My już dotarliśmy gdzieś tam na świecie. My już orzemy tym co mamy, przyzwyczailiśmy nasze władze, że mogą nas wysłać na obóz i do takiego systemu szkolenia.
Na pewno jest trochę lepiej, bo mamy sztucznie mrożony tor, ale on został wybudowany w dobie budowania hal, więc nadal jesteśmy jedną epokę do tyłu. Fajnie pojeździć na otwartym torze, ale jeśli temperatura spada poniżej 7-10 stopni, naprawdę trudno jest przeprowadzić trening. I to nie jest kwestia tego, że jest mi zimno, to jest kwestia całego aparatu mięśniowego. Mimo, że wychodzimy rozgrzani, łatwo jest o kontuzję. Chłopcy rozpędzają się nawet do 60 km/h, to są naprawdę potworne prędkości. Szkoda byłoby to marnować to głupimi kontuzjami.
W kontekście kandydatury Krakowa na gospodarza igrzysk w 2022 roku, pojawił się pomysł, by hala do łyżwiarstwa szybkiego powstała właśnie tam. Bachleda-Curuś przekonuje, że to zły pomysł. Taki to powinien powstać w Zakopanem.
Polski jako kraju nie stać na budowanie pomników, bo takim byłby tor w Krakowie. Nie byłby używany przez nas. Trzeba wybudować tor taki, który w pewnym sensie będzie mógł się finansować. Wiadomo, że to obiekt, który będzie potrzebował dofinansowania, niezależnie od tego, gdzie on powstanie. Tor w Zakopanem byłby jednym z najwyżej położonych torów nad poziomem morza. To zmienia szybkość toru, byłby to trzeci najszybszy tor na świecie. Byłyby lepsze wyniki i obłożenie toru byłoby duże, bo zawodnicy by chętnie przyjeżdżali tam trenować. Kto wie, można by było się pokusić o rekord świata w Zakopanem. To miasto miało ambicję bycia stolicą polskich sportów zimowych. Myślę, że powinno się wrócić do tej idei. Trzeba chęci wielu ludzi.
Niedoścignionym wzorem dla polskich łyżwiarzy jest taka sytuacją, z jaką mamy do czynienia w Holandii. W tym niewielkim przecież kraju łyżwiarze szybcy są "produkowani". - Mają najnowsze nowinki techniczne, najlepsze stroje, do których my nie mamy dostępu.
Katarzyna Bachleda-Curuś dodaje, że po urodzeniu dziecka nie mogła liczyć na zbytnią pomoc ze strony rodzimego związku. - My w porównaniu z Holendrami po prostu bawimy się w łyżwiarstwo. Fajnie by było skończyć z tym byciem biedniejszym kuzynem i chociaż przygotowania mieć zbliżone. Zdobyłyśmy medal i nie zmieniło się nic. Było nawet gorzej niż przed Vancouver. Cały zeszły sezon trenowałam za własne pieniądze. Gdyby nie sponsorzy, to by mnie nie było po prostu. Posiadając małe dziecko sprzeciwiłam się całemu reżimowi panującemu w związku. Chciałam wrócić na swoich warunkach. Nie mam 15 lat, żeby trzeba było mnie kontrolować, czy poszłam na trening czy nie. Bo jak bym nie poszła na trening, to bym sama siebie oszukała.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz